



Jak podaje Fakt, partia Wolność, którą Korwin-Mikke założył w 2015 roku,... formalnie przestała istnieć. Tabloid donosi, że partia, która w rzeczywistości nazywa się KORWiN, została zarejestrowana nieprawomocnie, dzięki czemu mogła wystartować w wyborach, zdobywając 4,76 procenta głosów. Nie umożliwiło to otrzymania mandatów w Sejmie, ale zagwarantowało subwencję z budżetu w kwocie ponad miliona złotych co kwartał. W 2016 roku Sąd Najwyższy odmówił zarejestrowania partii, a Sąd Apelacyjny podtrzymał tę decyzję w listopadzie minionego roku. Postanowienie sądu uprawomocniło się w ubiegłym miesiącu - tym samym partia przestała istnieć jako podmiot prawny. Natychmiast pojawiły się pytania, czy w takim razie Korwin-Mikke będzie musiał zwrócić pobrane środki w wysokości około 11 milionów złotych. Państwowa Komisja Wyborcza zaprzecza. Brak jest podstaw do twierdzenia, że partia miałaby zwracać otrzymane środki - odpisało PKW. Niestety, kolejnych wypłat nie będzie. Cała sprawa nieco zaskoczyła Janusza. Ministerstwo poprosiło nas o wyjaśnienie kwestii rejestracji i zablokowało nam subwencję. Tu doszło do jakiejś pomyłki sądowej, bo przecież była partia i co? I nagle nie ma partii? -pyta zdezorientowany Mikke. Polityk zapowiada jednak, że poradzi sobie mimo to. W wyborach europejskich na pewno sobie poradzimy, zaś jeśli chodzi o wybory parlamentarne, to cóż, najwyżej założymy nową partię - ogłasza.




Kiedy pan Tomasz w sobotę 9 lutego świętował Międzynarodowy Dzień Pizzy, o którym głośno było w całej Polsce, postawił na jedno z najtańszych możliwych rozwiązań. Udał się do Lidla przy ul. Romantycznej w Lublinie, gdzie zakupił mrożoną pizzę „American Pizza”. Dziś już wie, że to był ogromny błąd. Nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył, co jest w środku! Pan Tomasz w środku pizzy znalazł niebezpieczny składnik, którym był… gwóźdź! W szczęście w porę się zorientował i nie włożył go do buzi. Kiedy niepokojący incydent ujrzał światło dzienne, do całej sytuacji odniosła się sieć niemieckich dyskontów w Polsce. Lidl zapewnia swoich klientów, że jakość produktów jest kontrolowana na każdym etapie łańcucha dostaw i współpracuje tylko z zaufanymi dostawcami. Chcielibyśmy poinformować, iż zdrowie i bezpieczeństwo produktów to dla nas kwestia priorytetowa. Rocznie przeprowadzamy ponad 7500 badań w niezależnych, akredytowanych laboratoriach (badania te nie są wymagane przepisami polskiego prawa). Jakość produktów kontrolujemy na każdym etapie łańcucha dostaw. Współpracujemy tylko z zaufanymi dostawcami, od których wymagamy certyfikatów jakościowych, takich jak IFS czy BRC–wszyscy dostawcy produktów marek własnych dla Lidl Polska mają takie certyfikaty – czytamy w oświadczeniu sieci Lidl.




Co zrobilibyście jednak, gdybyście pewnego dnia rano na podłodze swojej kuchni znaleźli coś, czego w żaden sposób nie bylibyście w stanie zidentyfikować. Mało tego! Jedno z tych stworzeń wciąż by się poruszało. Co uczynilibyście w takim wypadku?
Tim Clerke - bohater naszego dzisiejszego wpisu - nagrał wszystko swoim telefonem, a film wrzucił na Facebooka. Stworzenia odnalazła jego matka, a sam film stał sie wielkim gitem w internecie. Obejrzano go już ponad 500 000 razy.
Mężczyzna doczekał się oczywiście odpowiedzi. Głos zabrali nawet lokalni specjaliści z wydziału bezpieczeństwa biologicznego. Nie uwierzycie jednak, czym w rzeczywistości było to coś.


Twórcy reklam bardzo często grają na ludzkich emocjach. Ich produkcje mają wywoływać u nas skrajne reakcje. Powinniśmy się wściekać, powinniśmy śmiać się do bólu brzucha, powinniśmy nienawidzić, lubić a nawet kochać. Wszystko to powinna wywoływać naprawdę dobra reklama.
Co jednak, jeśli spróbować podejść do tematu z nieci innej strony? Co, gdyby reklama miała wywoływać orgazm? Oczywiście nie mówimy o takim prawdziwym orgazmie, a o tzw. „orgazmie mózgu”. Znaleźliśmy reklamę, która to potrafi. Zastanawiacie się o czym mowa? Zapraszamy dalej!


Do wypadku doszło około 5 rano. Osobowa toyota uderzyła w słup sygnalizacji świetlnej znajdujący się pomiędzy pasami ruchu. Podróżujących samochodem trzech młodych mężczyzn nie udało się uratować. Wszyscy zginęli na miejscu.
Jak się okazało, wśród nich był 27-letni raper z trójmiejskiej sceny hip-hopowej – Michał Leszner, znany jako Leh. Jego śmierć potwierdziła kilka godzin po wypadku wytwórnia Alkopoligamia, z którą współpracował 27-latek. „Nie zapomnimy Cię ancymonie!” - napisali przedstawiciele wytwórni w mediach społecznościowych.
Leh znany był m.in. z prestiżowego projektu Młode Wilki. W swojej karierze współpracował z wielkimi gwiazdami sceny hiphopowej, takimi jak: Ten Typ Mes czy Kuba Knap.



